Wpisy archiwalne w kategorii

MTB

Dystans całkowity:1383.08 km (w terenie 336.69 km; 24.34%)
Czas w ruchu:85:30
Średnia prędkość:16.18 km/h
Maksymalna prędkość:73.90 km/h
Suma podjazdów:18934 m
Maks. tętno maksymalne:192 (97 %)
Maks. tętno średnie:187 (95 %)
Suma kalorii:19626 kcal
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:46.10 km i 2h 51m
Więcej statystyk

Gorce - Gorce

Niedziela, 2 sierpnia 2009 · Komentarze(3)
Kategoria MTB
Kolejny wypad w Gorce.
Wstałem rano o 6:00 szybko ustaliłem trasę w MapSource, a o 8:00 wyruszyłem z domu.



Podjazd krótki ale stromy. Nie udało mi się go "wziąć". Wcześniej pobłądziłem. Zjechałem do jakiegoś osiedla Romów przez, które niby ma prowadzić czerwony szlak. Szlak kończy się zaroślami i potokiem po prostu ginie. Porozmawiałem przez chwilę z Cyganami ale nic mi nie pomogli. O żadnych szlaku nie widzieli, a GPMAPA TOPO wyraźnie wskazuje szlak!


Można jeszcze spotkać baców.


Bliżej nieustalona tablica pamiatkowa na szlaku niebieskim prowadzącym na Czoło Turbacza 1259mnp,oraz widok z Czoła


Z powrotem wracałem czarnym szlakiem, z którego później odbiłem na szlak niebieski prowadzący do Nowego Targu. Hmm... nie chciał bym podjeżdżać na Turbacz od tej strony. Najlepiej mi się wzbijało w górę szlakiem żółtym.


Koniec terenu.


Gubałówka. Człowiek wręcz krzyczy PRZEPRASZAM! ale nikt go nie słyszy.


Trasa.


Przy 75km podróży dopadł mnie kryzys. Ostatnio bardzo mało jeżdżę i dystansy po 100km w ostatniej fazie wycieczki dają w kość :(

Zacząłem testować napoje izotoniczne w proszku. Jednak coś one dają. Przynajmniej w czasie jazdy nie miałem skurczów. Z drugiej stroni nie przesilałem się.

Pozdrawiam

Dwudniowy wypad w Gorce - Dzień Pierwszy

Niedziela, 5 lipca 2009 · Komentarze(2)
Kategoria MTB
W końcu nadszedł długo wyczekiwany wolny weekend. Musiałem się wybrać w dłuższą podróż ponieważ od kilku tygodni jestem pozbawiony dostępu do roweru z powodu pracy w delegacji.
Zaplanowałem, że odwiedzę z powrotem Gorce i zatrzymam się na noc w schronisku pod Turbaczem. Natomiast głównym celem wycieczki będzie znalezienie miejsca katastrofy samolotu transportowego "Liberator" który się rozbił w gorczańskich lasach podczas drugiej wojny światowej w 1944r.

W sobotę rano załatwiłem wszystkie niezbędne sprawy oraz zaopatrzyłem się w sklepie sportowy w jakiś napój izotoniczny w proszku: isofaster o smaku grejpfruta (wrażenia smakowe bardzo przeciętne) oraz w magnez by uniknąć skurczów mięśni.

Z domu wyjechałem po godzinie 16:00. Przed każdym wyjazdem coś mnie musi opóźnić. Jak nie majsterkowanie przy rowerze to czasem sąsiad ;)

Oczywiście w trakcie jazdy jak najmniej asfaltu:)



Ale na asfaltowym odcinku w pobliżu miejscowości Czerwienne zagapiłem się na licznik i ledwo wyrobiłem się w zakręcie. Jeszcze nigdy nie miałem pulsu na poziomie 188 na zjeździe.

Sanktuarium Maryjne w Ludźmierzu.


Przy okazji wpakowałem się w niezłe bagno, na którym straciłem z około godziny czasu wyczekując odpowiedniej chwili by "ustrzelić" myszołowa. Ptaka poleciał, a ja zostałem wśród mokradeł i ścinki drzew.


Tory i pociąg



Tory przecina niebieski szlak (według mapy: Topo_PL_100) w kierunku którego się skierowałem. Niestety Na odcinku kilku kilosów szlak biegnie po zakopiance by później przybrać bardzo przyjemną formę:)





Od schroniska "Stare Wierchy" szlak zmienia kolor na czerwony.



Od much nie sposób się opędzić.


Trafiłem na małe piksle. Czy ktoś wie co to za młody zwierzolot?


Momentami szlak stawał się strasznie kamienisty, co niekiedy uniemożliwiało podjazd.


Obelisk.


Do schroniska pod turbaczem dotarłem po godz. 21:00. Z zakwaterowaniem i z miejscem na rower (brudny) nie było żadnego problemu. Nocleg kosztował mnie 22 pln. W pokoju niestety już wszyscy spali.

pozdrawiam.

Dwudniowy wypad w Gorce - Dzień Drugi

Niedziela, 5 lipca 2009 · Komentarze(4)
Kategoria MTB
W niedzielę rano spotkała mnie miła niespodzianka. Okazało się, że w schronisku pracuje moja koleżanka Sabina.

Szybko się spakował i po dłuższej rozmowie z Renatą (dziewczyną która wypuściła mojego ghosta) pojechałem na mszę do kaplicy papieskiej na Rusinowej Polanie.


Po mszy, szybki powrót do schroniska na śniadanie, po którym nie chciałem marnować czasu i wyruszyłem na szlak w kierunku Jaworzyny Kamienickiej 1280 mnpm.





Gdzieś w rejonach Jaworzyny znajduje się Zbujecka Jama. Ją udało się odnaleść.



Miejsce katastrofy liberatora znajduje się gdzieś w rejonach Przełęczy Pańska Przychybka. Żeby było szybciej postanowiłem zboczyć ze szlaku i iść na krechę w kierunku polany. Oczywiście mi się to nie opłaciło. Ciężko było iść na piechotę a co dopiero taszczyć rower. Przy okazji zobaczyłem jakiegoś wyrośniętego ptaka, z długimi piórami na kuprze (odwłok też miał wielki).







Doszedłem do przełęczy. Pokręciłem się po okolicy. Pomnika upamiętniającego katastrofę samolotu nie znalazłem (brak pozycji pomnika na mapie gps)


Skierowałem się na szczyt Magurki 1108 mnpm gdzie na trasie złapała mnie ulewa. Udało mi się zrobić zdjęcie młodego jelenia, który wypiął się na mnie :P



Troszkę mnie czas gonił, więc musiałem skrócić błąkanie się po szlakach Gorców ale w rejonie Ochotnicy Górnej postanowiłem skręcić na szlak czerwony a potem przez las dostać się do szlaku czarnego. Przy okazji zrobiłem sobie przerwę na obiad:) Niestety tylne koło dostało jakiejś awarii i zeszło z niego powietrze. Napompowałem je ponownie i udało mi się dojechać do domu. Dętka jednak nadaj się do wymiany.






W Ludzmierzu skręciłem w ruchliwą drogę na Nowy Targ.
W Nowym Targu spotkałem Japończyka idącego ulicą. Wydawało mi się, że rano widziałem go w schronisku pod turbaczem. Rzeczywiście to był on. Na imię ma Riju i studiuje fizykę wraz z chemią w Warszawie. Świetnie mówi po polsku.

Ów ten Japończyk.


Z tylnego koła powietrze powoli schodziło ale dostałem się do domu.


W wolnym czasie znów wybiorę się w Gorce szukać miejsca katastrofy liberatora ale już zaopatrzę się w klasyczną mapę z naniesionym miejscem kraksy :)

pozdrawiam

Odbudowa formy

Piątek, 12 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria MTB
Beznadziejny dzień.
Rano o godz. 7:00 zapowiadał się dosyć ładny dzień ale 2 godz. później nastąpiło załamanie pogody i przyszedł deszcz. W dodatku zimno.

Pozdrawiam

Przyrost formy

Czwartek, 11 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria MTB
Kolejny dzień rozruchu.
Dzisiaj wjechałem w teren.
Warunki pogodowe w stosunku do wczorajszego wypadu znacznie się pogorszyły. W dzień na zmianę padał deszcz oraz świeciło słońce. W nocy przeszkadzały w jeździe podmuchy wiatru oraz mokra nawierzchnia.

pozdrawiam

Odbudowa formy

Środa, 10 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria MTB
Przez ostatni miesiąc bardzo się zaniedbałem pod względem formy fizycznej.
Praca przy komputerze do godzin nocnych, studia oraz wesela:) przy tej konfiguracji nie znalazłem czasu na rower.
Rozpoczyna się długi weekend i okres, w którym muszę się trochę ruszyć.

Pozdrawiam

Gorce - Turbacz

Niedziela, 17 maja 2009 · Komentarze(4)
Kategoria MTB
Zaplanowana pierwsza wizyta w Gorcach miała się odbyć w sobotę ale z przyczyn pogodotwórczych sobota upłynęła pod znakiem konserwacji ghosta i raleigha (mój pierwszy poważny rower). Niedziela przyniosła ze sobą ocieplenie oraz wspaniałą słoneczną pogodę.

Punkt 8:30 wyjazd z domu z kilkunastokilogramowym wyposażeniem w stroną Gubałówki.

Jedna z wielu kapliczek w Dzianiszu

Widok od strony północnej Dzianisza


Po zdobyciu Gubałówki zacząłem kierować się w stronę Nowego Targu.

Niedzielny, poranny widok z Gubałówki

W drodze do Nowego Targu


Nowotarski rynek


Początek żółtego szlaku do schroniska Turbacz. Niestety miejscami podjazd był za stromy i zbyt kamienisty na jazdę. Musiałem iść z buta.


Kaplica Papieska



Szlak żółty później staje się na tyle przyjemny, że do samego schroniska można bez problemu podjechać na rowerze. Po drodze spotkałem parkowców, z którymi zamieniłem kilka słów. Są bardzo pozytywnie nastawieni do rowerzystów.
Muszę potrenować ponieważ tchu w piersiach miałem jeszcze sporo ale kolana nie wytrzymywały wysiłku. Momentami na podjeździe strasznie piekły.

W schronisku zgadałem się z dwoma rowerzystami i przy okazji posiliłem się naleśnikami.



Szlak czerwony na Turbacz. Miejscami zbyt stromy na rower ale największy problem stanowiły wiatrołomy.


Turbacz 1310mnpm


Pobłąkałem się w okolicy Turbacza a następnie skierowałem się szlakiem w stronę Kiczory.


Zalew czorsztyński (troszkę go widać), widok z czerwonego szlaku z Kiczory


Odbiłem w prawo na czarny szlak, z którego zbłądziłem by pojeździć po trasach nieuczęszczanych przez turystów. W takich miejscach czuć atmosferę lasu.


Koniec przygody w terenie. Do domu jeszcze kilkadziesiąt kilosów a pomału zaczynają skurcze w nogach łapać.


Kościół oraz skansen w Łopusznej




Potok Białka. Przez most już można "dziko" przejechać





Herbata z cytryną w plenerze smakuje wyśmienicie. Przy okazji napełniłem bukłak świeżym piciem. 3 litry herbaty owocowej z yarbe mate myślałem, że starczy na cały dzień.


Ostatni zdjęcia jakie zrobiłem. Jakieś 30km przed domem zaczeły mną szarpać skurcze. W piersiach miałem jeszcze duży zapas siły ale nogi padły. Od tego momentu wlokłem się do domu w ślimaczym tempie. Byle tylko dojechać.





Do domu dojechałem o godz 22:30. Dinotte na kasku się przydał:) Tak, to prawda. W końcu go kupiłem.

Pozdrawiam

Trzeba się rozruszać po chorobie

Niedziela, 3 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria MTB
Choroba dopadła mnie w najmniej spodziewanym momencie czyli w długi weekend majowy. Miałem się wybrać z kilkoma kolegami na skałki by się po wspinać (czego wcześniej jeszcze nie robiłem). Rower też odpadł.
Dzisiaj po ustąpieniu większości objawów grypy czy jakiegoś innego choróbska postanowiłem delikatnie rozruszać kości. Przy okazji przetestowałem sensor rytmu serca i czujnik kadencji do Garmina Colorado. Efekt? Nie zapisały mi się w śladzie podroży dane odnośnie kadencji. Dziwne, chyba że w śladzie się nie zapisuje ta informacja.

W poniedziałek rano pobudka, wyjazd do Katowic. W piątek na weekend trzeba odwiedzić Kraków. W domu będę późnym wieczorem w niedzielę, po której nastaje poniedziałek i kolejny wyjazd do Katowic do pracy z piątkowym powrotem do domu - prawie dwa tygodnie bez roweru!

Pozdrawiam

Szlifowanie podjazdów

Sobota, 25 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria MTB
Dzień minął na szlifowaniu techniki podjazdu. W pobliżu domu mam 130m podjazd zerodowaną, kamienistą drogą polną.
Coś takiego jak szybkość powrotu i zmiana skoku widelca przydaje się na trudnych wzniesieniach. Przy maksymalnym skoku widelca podczas podjazdu przednie koło odrywało się od ziemi i ciężko było utrzymać kontrolę nad rowerem. Przy zmianie skoku na 100mm podjazd łatwiej mi się pokonywało. Przy odpowiednim ustawieniu szybkości powrotu widelca, rower pokonuje nierówności i kamienie jak pojazd gąsienicowy (takie moje odczucie). Mogłem spuścić trochę powietrza z opon. Napompowałem je do 4 barów (maksymalne ciśnienie według producenta) ponieważ dużo ostatnio jeździłem po asfalcie.

podjazd


na górze


pozdrawiam

Zalew Liptovska Mara - Słowacja

Sobota, 18 kwietnia 2009 · Komentarze(5)
Kategoria MTB
Bardzo ciężki dzień, który zakończył się życiowymi rekordem: dystansu, prędkości, przewyższeń i czasu spędzonego na rowerze.
Z dania poprzedniego późno wróciłem się z pracy, więc późno wstałem.


Szybko zacząłem się pakować. Zabrałem w końcu kuchenkę turystyczną wraz z zestawem tanich naczyń biwakowych z niezbędnikiem.
Bukłak dawno nieużywany postanowiłem odkazić bimbrem. Tabletek czyszczących nie posiadam, nie chciało mi się za nimi biegać.
W sumie plecak po spakowaniu ważył 6,5 kg.

Przed wyjazdem postanowiłem wpaść do fryzjera by trochę skrócić włosy dla lepszego komfortu termicznego.
Mój wyjazd dodatkowo się opóźnij ponieważ zmuszony zostałem do wymiany linki tylnej przerzutki, która się trzymała na dwóch drutach.
Ostatecznie wyjechałem po 11:00


Niestety na tym podjeździe zaatakował mnie deszcz. Byłem na taką okoliczność przygotowany dzięki posiadaniu w swoim ekwipunku kurtki Alpinusa z jakiegoś hydroteksu.


Widok na zalew Liptovska Mara. Główny cel wycieczki to objazd w koło jeziora. Miałem krótszy wariant trasy przygotowany, w którym miałem jedynie dojechać do zalewu. Mniej dystansowy wariant zaplanowałem na wypadek załamania się pogody i ewentualnych problemów wytrzymałościowych. Szczęście, że pogoda dopisała i forma też.



Na górkę po prawej stronie zdjęcia trzeba było najpierw wjechać ale później fajnie się zjeżdżało serpentynami. Droga powrotna będzie biec przez tą samą górę


Widok na jezioro oraz na stanowisko archeologiczne, które znajdowało się na górce. Niestety nie dało się go przejechać na rowerze i trzeba było pokonać kilka odcinków z buta.


Zasłużony obiad i łyk zielonej herbaty. Kuchenkę chciały mi zabrać mrówki bo nie miałem się gdzie rozłożyć z jedzeniem jak tylko na mrowisku ;)


Dalsze podejście na górę. Na zdjęciu nie wygląda jakoś stromo ale ciężko było podchodzić na piechotę.


Trafiłem na fantastyczną ścieżkę w dół, na której pozwoliłem sobie popuścić hamulec.


Seria zdjęć z miasta Vlachy wraz z jakimś opustoszonym pałacykiem.



Troszkę krajobrazu industrialnego



Zadanie wykonane. Zalew wzięty w koło i powrót do domu.





Na około 130 km roztwór neste green tea i powerade’a zrobił się dla mnie strasznie słodki (aż się niedobrze robiło). Zatrzymałem się w pobliżu drogi, gdzie płyną potok. Rozstawiłem się z kuchenką i zaparzyłem sobie porządnej zielonej herbaty. Dolałem przegotowanej wody do bukłaku i w drogę.

143 km to kryzys bo skończyła się woda w bukłaku. Do domu niedaleko i powiedziałem sobie że jakoś dojadę bo to tylko 18 km drogi przede mną. Po następnych 5 km już sobie powiedziałem, że kryzys jednak mniedopadnie. Z każdym kolejnym kilometrem już było coraz gorzej. Nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, wiłem się z prędkością około 7km/h i myślałem o kotletach schabowych.
Gdy dojechałem do domu, położyłem rower przed domem. Zrzuciłem mokre, przepocone ubranie, szybka kolacja i do łóżka. W domu gorąco, leżę pod kołdrą a jest mi strasznie zimno i w dodatku zaczęły mnie łapać skurcze mięśni w nogach.

Po trzech godzinach odpoczynku miałem już na tyle siły by schować rower i się umyć . Na drugi dzień lekkie objawy przeziębienie ale w kość dał mi ból nie gardła lecz podniebienia. Nawdychałem się zimnego powietrza, piłem zimną wodę z bukłaku i łapczywie piłem gorącą zieloną herbatę na postojach. Po prostu trzeba uważać.

Pozdrawiam