Deszczowy był cały tydzień. W godzinach porannych również popadało. W terenie mnóstwo błota i wody ale trzeba się ruszyć i wykorzystać weekend bo w poniedziałek do Katowic.
Ooo... poligon! To takie zboczenie zawodowe ;)
Ze wschodu nadciąga ulewa a tu trzeba jeszcze dojechać w rejon znajdujący się na drugim planie z prawej strony zdjęcia .
Wczoraj były całkiem przyzwoite warunki do zimowej jazdy na rowerze. Niestety przez noc napadało kilkanaście centymetrów śniegu, po którym nie da się jeździć. Tylne koło na podjazdach po prostu się ślizga. Wyprawa skończyła się na wypchaniu sprzętu na pobliską górkę i na swobodnym zjeździe w dół.
Wczoraj zabrałem okulary ochronne z warsztatu taty i wiozłem je w teren. Sprawdziły się! Duża przezroczysta szyba dobrze chroni oczy od wiatru i innych mokrych paskudztw, i przy okazji jest tania. Z okularami roboczymi jeździ mi się lepiej niż z markowymi szkłami:D
Niestety przez cały dzień słońce nawet na chwile nie przebiło się przez chmury i bez przerwy prószył delikatnie śnieg. Termometr przed południem wskazywał na -2 stopnie Celsjusza. Warunki do śniegowej jazdy optymalne. Ziemia zmarznięta, zero błota i niewielka ilość śniegu. Aż się chce jeździć :D
Im wyżej i dłużej się jeździło tym więcej śniegu się pojawiało.
Uwaga - GWOŹDZIE. Często po polach jeżdżą motory i właściciele pól starają się przed nimi bronić.
"bandyci" - ten pies pierwszy z prawej był duży. Pyskiem sięgał mi do kierownicy. Jak by chciał to mógł by mnie bez problemu zjeść. Skubańce nie chciały odpuścić. Goniły mnie przez kilkaset metrów. Wiedziałem, że z powrotem się tędy nie będę wracał :)
Zimno. Zamarzła mi woda w przewodzie od bukłaka i pić się już nie dało.
Najgorszy zjazd śliską asfaltówką. Na tym odcinku najbardziej domarzłem głównie w ręce. Muszę się w lepsze rękawiczki zaopatrzyć.
Powrót z Katowic i szybki wypad na rower. Przed wyjazdem nie obyło się bez wymiany dętki. Przy okazji znalazłem problem, którego przez dłuższy czas nie mogłem rozwiązać czyli uciekające powietrze z tylnego koła. Winowajcą był cieniutki jak włos o długości kilku milimetrów opiłek metalu, który przebił oponę i przy okazji naruszał każdą nowo założoną dętkę.
Po kilku tygodniach przerwy udało mi się wygospodarować trochę czasu by wziąć rower w obroty. Przed wyjazdem nie obyło się bez problemu. Musiałem wyczyścić bukłak, który zarósł grzybem. Po wrześniowej wycieczce zapomniałem go opłukać.
Kolejny raz zdobyta Magura. Tym razem "wiozłem" ją od strony Witowa (czarny szlak). Warunki terenowe trudne. Mokro i błotniście jak widać na załączonych zdjęciach. Całego podjazdu na Magurę nie udało mi się sforsować na rowerze. W kilku miejscach musiałem podejść z buta.
Przyjemnie
Jeszcze bardziej przyjemnie
Tu się poddałem...
By za chwilę znów wsiąść na rower.
Przyjemny zjazd.
Potop
A to moja praca w Beskidzie Żywieckim, która kradnie mi rowerowy czas.
Student geodezji na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie, na którym zrodziło się zamiłowanie do kolarstwa górskiego. Moją domeną są krajoznawcze wycieczki rowerowe. Z reguły pcham się tam gdzie drugiego człowieka ze świecą szukać. W międzyczasie lubię posłuchać jakiejś El-muzy np. http://el-stacja.midimania.pl/