Zalew Liptovska Mara - Słowacja

Sobota, 18 kwietnia 2009 · Komentarze(5)
Kategoria MTB
Bardzo ciężki dzień, który zakończył się życiowymi rekordem: dystansu, prędkości, przewyższeń i czasu spędzonego na rowerze.
Z dania poprzedniego późno wróciłem się z pracy, więc późno wstałem.


Szybko zacząłem się pakować. Zabrałem w końcu kuchenkę turystyczną wraz z zestawem tanich naczyń biwakowych z niezbędnikiem.
Bukłak dawno nieużywany postanowiłem odkazić bimbrem. Tabletek czyszczących nie posiadam, nie chciało mi się za nimi biegać.
W sumie plecak po spakowaniu ważył 6,5 kg.

Przed wyjazdem postanowiłem wpaść do fryzjera by trochę skrócić włosy dla lepszego komfortu termicznego.
Mój wyjazd dodatkowo się opóźnij ponieważ zmuszony zostałem do wymiany linki tylnej przerzutki, która się trzymała na dwóch drutach.
Ostatecznie wyjechałem po 11:00


Niestety na tym podjeździe zaatakował mnie deszcz. Byłem na taką okoliczność przygotowany dzięki posiadaniu w swoim ekwipunku kurtki Alpinusa z jakiegoś hydroteksu.


Widok na zalew Liptovska Mara. Główny cel wycieczki to objazd w koło jeziora. Miałem krótszy wariant trasy przygotowany, w którym miałem jedynie dojechać do zalewu. Mniej dystansowy wariant zaplanowałem na wypadek załamania się pogody i ewentualnych problemów wytrzymałościowych. Szczęście, że pogoda dopisała i forma też.



Na górkę po prawej stronie zdjęcia trzeba było najpierw wjechać ale później fajnie się zjeżdżało serpentynami. Droga powrotna będzie biec przez tą samą górę


Widok na jezioro oraz na stanowisko archeologiczne, które znajdowało się na górce. Niestety nie dało się go przejechać na rowerze i trzeba było pokonać kilka odcinków z buta.


Zasłużony obiad i łyk zielonej herbaty. Kuchenkę chciały mi zabrać mrówki bo nie miałem się gdzie rozłożyć z jedzeniem jak tylko na mrowisku ;)


Dalsze podejście na górę. Na zdjęciu nie wygląda jakoś stromo ale ciężko było podchodzić na piechotę.


Trafiłem na fantastyczną ścieżkę w dół, na której pozwoliłem sobie popuścić hamulec.


Seria zdjęć z miasta Vlachy wraz z jakimś opustoszonym pałacykiem.



Troszkę krajobrazu industrialnego



Zadanie wykonane. Zalew wzięty w koło i powrót do domu.





Na około 130 km roztwór neste green tea i powerade’a zrobił się dla mnie strasznie słodki (aż się niedobrze robiło). Zatrzymałem się w pobliżu drogi, gdzie płyną potok. Rozstawiłem się z kuchenką i zaparzyłem sobie porządnej zielonej herbaty. Dolałem przegotowanej wody do bukłaku i w drogę.

143 km to kryzys bo skończyła się woda w bukłaku. Do domu niedaleko i powiedziałem sobie że jakoś dojadę bo to tylko 18 km drogi przede mną. Po następnych 5 km już sobie powiedziałem, że kryzys jednak mniedopadnie. Z każdym kolejnym kilometrem już było coraz gorzej. Nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, wiłem się z prędkością około 7km/h i myślałem o kotletach schabowych.
Gdy dojechałem do domu, położyłem rower przed domem. Zrzuciłem mokre, przepocone ubranie, szybka kolacja i do łóżka. W domu gorąco, leżę pod kołdrą a jest mi strasznie zimno i w dodatku zaczęły mnie łapać skurcze mięśni w nogach.

Po trzech godzinach odpoczynku miałem już na tyle siły by schować rower i się umyć . Na drugi dzień lekkie objawy przeziębienie ale w kość dał mi ból nie gardła lecz podniebienia. Nawdychałem się zimnego powietrza, piłem zimną wodę z bukłaku i łapczywie piłem gorącą zieloną herbatę na postojach. Po prostu trzeba uważać.

Pozdrawiam

Komentarze (5)

Ja przeważnie biorę termos z gorącą zieloną, nie chciałoby mi się pichcić po drodze :)

QRT30 09:24 sobota, 25 kwietnia 2009

Galen i Marthin: Dziękuję za miłe słowa :)
Większość zdjęć została zrobiona z drogi asfaltowej. Wybierając się samochodem takie same widoki można podziwiać.
Ruch na drodze, którą jechałem był minimalny; można się tylko cieszyć. Dodatkowo Słowacy przestrzegają zasad ruchu drogowego i jak jest ograniczenie do 40 km/h to nie wariują.
QRT30: Piję z bukłaku dokładnie tak sam jak Ty. Kuchenka waży z jakieś 150gm (coleman outlander micro). Przesadziłem z butlą gazową o pojemności 500ml ale kupiłem ją w innym celu niż wypad rowerowy. W butlę 100ml miałem się zaopatrzyć w pierwszym lepszym alpinusie ale oczywiście nie miałem czasu :D Biwak na łonie natury to sama przyjemność w szczególności jak się ma w nogach tych kilkadziesiąt kilosów i można popijać świeżą gorącą zieloną herbatę a nie neste :D.

200km jestem jeszcze w stanie zrobić w jedne dzień; może za tydzień :)

Pozdrawiam

stasimon 09:14 sobota, 25 kwietnia 2009

Mega wypas wyjazd. Gratulacje dystansu. Picie z zimnego bukłaka możesz rozwiązać tak, że jak skończysz pić to wdmuchujesz do środka bukłaka resztę płynu i przy następnym łyku jest już nie zimny, bo tylko ten co jest w rurce to się strasznie chłodzi, ja piję tak nawet zimą. Albo możesz sobie kupić taką specjalną owijkę izolacyjną, co żądają za nią pół ceny bukłaka w przypadku camlebaka :D
Chciało Ci się z kuchenką targać tyle kilosów?
Pozdro.

QRT30 06:53 sobota, 25 kwietnia 2009

Łał. Jestem pod mega wrażeniem.

Marthin 23:57 piątek, 24 kwietnia 2009

Magia! Niektóre fotki przecudne! Strasznie zazdroszczę (ale to taka forma zdrowej zazdrości) wypadu. Genialny klimacik. Jak się tak napatrzyłem na te Twoje fotki, to mi się pewnie wypad w górki w nocy przyśni (oby!) :]
Pozdrówka!

Galen 23:32 piątek, 24 kwietnia 2009
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ktaks

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]