Deszczowy był cały tydzień. W godzinach porannych również popadało. W terenie mnóstwo błota i wody ale trzeba się ruszyć i wykorzystać weekend bo w poniedziałek do Katowic.
Ooo... poligon! To takie zboczenie zawodowe ;)
Ze wschodu nadciąga ulewa a tu trzeba jeszcze dojechać w rejon znajdujący się na drugim planie z prawej strony zdjęcia .
Dzień upłyną pod znakiem serwisu ghosta. Dokończyłem skracanie w ghoscie przedniego przewód hamulca hydraulicznego by nie ocierał ramy roweru. Udało mi się zdobyć oliwkę i końcówkę przewodu hydraulicznego, którą zgubiłem gdzieś w trawie tydzień temu. Rozkręciłem i wyczyściłem łożyska w suporcie. Wymieniłem łańcuch, który trzymał się na dwóch spinkach. Na nowym łańcuchu z tyłu przeskakuje mi na najszybszym przełożeniu. Pewnie jest to wina zbyt mocno ściśniętego ogniwa po skuciu łańcucha.
Nowy rower "szosa" fantastycznie spisuje się na jezdni. Jazda nim sprawia niezła frajdę. Na razie nie rozpędzam go do zawrotnych prędkości. Trzeba się z nim na początku oswoić. Jeździ się lekko i przyjemnie. W stosunku do ghosta mam wrażenie, że bulls jest nadsterowny ale chyba jest to normalne uczucie po przesiadce z górala na szosę:)
Z miesiąc temu kupiłem sprzęt skiturowy i w końcu nadszedł czas by go wypróbować. Większa część Polski nękana jest przez śnieżyce a Podhale jest jakoś omijane przez śnieg. Oczywiście na sztucznie naśnieżonych stokach białego puchu jest w brut a w terenie to już różnie bywa:
Wygląda biało ale śniegu, w niektórych miejscach jest na centymetry
Za mocno ścisnąłem buty i skórę na goleniach mi obtarły. Muszę się zaopatrzyć w skarpety narciarskie. Zawsze to jakaś ochrona dla skóry.
Im wyżej tym oczywiście więcej śniegu
Rano poprószył śnieg i ładnie choinki oblepiło.
Niewiele zrobiłem kilosów ale nie chciałem się pchać gdzieś daleko od domu z nowym niesprawdzonym sprzętem, z którego najpierw trzeba się nauczyć korzystać. Jeździ się fantastycznie. Podchodzenie po górkę z fokami to bułka z masłem. Gdy jest się już na górze to szybki demontaż fok, blokujemy zapięcia i szuurrr... w dół. Na takich nartach faktycznie się zjeżdża. Na śladówkach to tylko wolno się człowiek ślizga w dół. Ale śladówki mają jeden plus, są znacznie lżejsze:D
Wczoraj były całkiem przyzwoite warunki do zimowej jazdy na rowerze. Niestety przez noc napadało kilkanaście centymetrów śniegu, po którym nie da się jeździć. Tylne koło na podjazdach po prostu się ślizga. Wyprawa skończyła się na wypchaniu sprzętu na pobliską górkę i na swobodnym zjeździe w dół.
Wczoraj zabrałem okulary ochronne z warsztatu taty i wiozłem je w teren. Sprawdziły się! Duża przezroczysta szyba dobrze chroni oczy od wiatru i innych mokrych paskudztw, i przy okazji jest tania. Z okularami roboczymi jeździ mi się lepiej niż z markowymi szkłami:D
Niestety przez cały dzień słońce nawet na chwile nie przebiło się przez chmury i bez przerwy prószył delikatnie śnieg. Termometr przed południem wskazywał na -2 stopnie Celsjusza. Warunki do śniegowej jazdy optymalne. Ziemia zmarznięta, zero błota i niewielka ilość śniegu. Aż się chce jeździć :D
Im wyżej i dłużej się jeździło tym więcej śniegu się pojawiało.
Uwaga - GWOŹDZIE. Często po polach jeżdżą motory i właściciele pól starają się przed nimi bronić.
"bandyci" - ten pies pierwszy z prawej był duży. Pyskiem sięgał mi do kierownicy. Jak by chciał to mógł by mnie bez problemu zjeść. Skubańce nie chciały odpuścić. Goniły mnie przez kilkaset metrów. Wiedziałem, że z powrotem się tędy nie będę wracał :)
Zimno. Zamarzła mi woda w przewodzie od bukłaka i pić się już nie dało.
Najgorszy zjazd śliską asfaltówką. Na tym odcinku najbardziej domarzłem głównie w ręce. Muszę się w lepsze rękawiczki zaopatrzyć.
Student geodezji na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie, na którym zrodziło się zamiłowanie do kolarstwa górskiego. Moją domeną są krajoznawcze wycieczki rowerowe. Z reguły pcham się tam gdzie drugiego człowieka ze świecą szukać. W międzyczasie lubię posłuchać jakiejś El-muzy np. http://el-stacja.midimania.pl/